Ostatnio myślałam jak to było patrzeć na niego i chcieć go pocałować, i jak ta cała nieodwzajemniona miłość bolała. I jakie to było "piękne" zatracać się w tym całym nieszczęściu. BULLSHIT.
Mam teraz kogoś kogo mogę całować za każdym razem, kiedy na niego spojrzę, kogoś kogo kocham, jak nikogo nigdy nie kochałam i kto kocha mnie. Kogoś z kim wiem, że jestem bezpieczna, kogoś kto nie rzuca słów na wiatr, nie odwróci się ode mnie nagle, bo ma taką zachciankę, i nie będzie chciał zaraz wrócić "bo potrzebuje kogoś kto by się nim przejął". Mam kogoś kto się zaraz wprowadza. Kogoś komu mogę ufać. Kogoś z kim mogę bez obaw planować wspólną przyszłość, kto nie zniknie i nie ucieknie.
To jest szczęście i tu chcę zostać.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie piszę tu nic, bo jestem szczęśliwa, a nie od wczoraj wiadomo, że lepiej się pisze jak serce boli i można się w tym bólu zatracić. Nie mam za bardzo na co narzekać, oprócz standardowo uczelni, ale nie jest to ciekawy temat do pisania.